czwartek, 22 marca 2012

SANKAMI PO DRZEWO DO LASU - Grünwald

Sankami po drzewo do lasu.

Kolejną historię opowiedział Güntherowi jego ojciec, który pracował około roku 1917 W okolicach leśniczówki Grünwald.


 W tamtych czasach mieszkańcy Jeseritz przywozili z lasu drewno na opał - nawet wówczas, gdy było to już zabronione. Gdy leśniczy złapał kogoś na kradzieży drewna, zabierał mu piłę czy siekierę…  Ludzie nie mieli przecież pieniędzy na zapłacenie ewentualnej kary.


 Tak też jeździł do lasu stróż nocny Richard L. (mieszkał przy Dorfstrasse), który już jako młokos był łapany na kradzieżach i stawał ze 20 razy przed sądem.


 Pewnego razu był z żoną w lesie, by przy pomocy ręcznego wózka, przywieźć nieco drewna na opał. Wracali właśnie w kierunku Jeseritz z załadowanym do pełna wózkiem, a ponieważ był on bardzo ciężki, zrobili sobie małą przerwę. Nie zauważyli nawet, że nieopodal za drzewem stał leśniczy i ich obserwował. Richard powiedział jeszcze do żony „matka, to jest jeszcze cięższe niż wczoraj“. Leśniczy Harmut wyszedł zza drzewa i powiedział, że nie chce ich tu nigdy więcej widzieć! Zabrał im piłę, a Richard musiał zrzucić drewno z wózka.

 Po kilku tygodniach, gdy leżał jeszcze śnieg, wybrali się oni ponownie do lasu po drewno, tym razem poszli z sankami. Nagle pojawił się leśniczy, gdy szedł w ich kierunku, a nie mieli jeszcze żadnego drewna na sankach, Richard kazał żonie na nich usiąść.

Gdy leśniczy zbliżył się do nich głośno przeklinał i krzyczał, że przecież mówił, że nie chce ich tu więcej widzieć!....! Na to, szczwany jak zawsze, Richard powiedział do niego:  „Mam przecież prawo wybrać się z matką na spacer po lesie“.      

Leśniczego zatkało i pozwolił im spokojnie odjechać.

W uzupełnieniu powyższego, Günther opowiadał mi ostatnio, że rzeczywiście przed wojną nie mogli tak sobie zbierać jagód i grzybów w lesie - wymagało to opłaty u leśniczego (tzw Sammelschein). Podobnie było ze zbieraniem drzewa na opał - wymagane pozwolenie. Śmiał się jednak, że jak piłował w lesie drzewo z ojcem, leśniczy ich pogonił... ale jak sobie poszedł, dalej piłowali bez problemu, każdy tak sobie "organizował" opał.

Jak powiedział, nikt raczej takich opłat nie robił, nie słyszał także, by kogokolwiek za zbieranie ukarano.   
 W zimie choinkę także przynosili ze "swojego" lasu, więc niewiele się po wojnie zmieniło  Pamiętam oczywiście czasy, gdy z wykupioną za skromną opłatę w nadleśnictwie asygnatą, mogło się spokojnie wędrować do lasu po piękną choinkę. Choinka nigdy już piękniej nie pachniała...






























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz