sobota, 29 kwietnia 2017

LIPA W OKOWACH Legenda Jezierzyce

Lipa w okowach
autor Legendziarz -  Mirosław Wacewicz




      Gdy po długiej jeździe autobusem linii 79 dojedziesz do najdalszej dzielnicy Szczecina - Jezierzyce, wysiądź na końcowym przy ul. Topolowej. Niewielka wiata dla podróżnych, przystanek, śmietnik, siatka odgradzająca prywatną posesję. Spójrz przed siebie, ujrzysz plac zabaw, a przed nim drzewa które go otaczają, to lipy. Wśród nich jest jedna, która wzrok twój przyciągnie, stara, potężna, doświadczona przez czas i ludzi. Chodź wypalona w środku z obciętym wierzchołkiem mocno trzyma się życia wypuszczając świeże listki na wiosnę. Już nie zaszumi w jej koronie wiatr, przetrząsając liście i kwiaty w lipcu. Korzenie jednak mocno wczepione są w ziemię chodź jej ciało już takie kalekie. Kora spękana, jak zmarszczki na skórze, jeszcze stara się pień ochronić. Podejdź bliżej przywitaj się z drzewem wszak jej na imię dano Walpurga. Duńska księżniczka, co przed wiekami przybyła na nasze Pomorze by zostać żoną księcia Bogusława I.

    Wieje wiatr historii, zaciera wspomnienia, listek po listku spadają na ziemię. Nikt nie pamięta dziejów tej lipy, utrwalonych w legendach. „Lipa w okowach”, tak pierwej ją zwano, gdyż łańcuchem jej pień opasano. Usiądź wędrowcze w cieniu Staruszki, wsłuchaj się w szelest listowia. Może historię taką usłyszysz, o pięknej Pani Jezierzyc.

    Przed wiekami, gdy ziemię tę porastały potężne bory, żyła tu córka znamienitego woja. Ojciec jej zginął w okrutnej wojnie, a i mateńka umarła, ona więc sama została. Łagodnie rządziła swoim dziedzictwem. Jej uroda i miłe usposobienie, zjednywała serca wszystkich ludzi, którzy radzi wspomagali ją w trudach. Wspominała rodziców i ze wszystkich sił starała się sprostać obwiązkom w zarządzaniu swoimi włościami. Wieści o jej urodzie docierały w najdalsze zakątki. O Jezierzyckiej Pani dowiedział się czarnoksiężnik, którego posępna wieża wznosiła się wśród wzgórz porośniętych wielkimi bukami. Pewnego razu przybył do niej w konkury, prosząc o rękę.

- Jakże cię mogę pojąć za męża? – spytała się panienka – wszak cię nie kocham.

- Pokochasz mnie pani – zapewnił czarownik – gdy cię bogactwem otoczę, jakiego nigdy w życiu nie zaznałaś. – Przekonywał mag.

Czarnoksiężnik skinął tylko dłonią. Na ten znak, przed dziewczyną pojawiły się wielkie skrzynie wypełnione po brzegi klejnotami i monetami wszelkimi.

Jezierzycka Pani nie zważała jednak na bogactwa, spojrzała ze wzgardą na maga i wyrzekła:

- Możesz mnie całą obsypać skarbami i dobrem wszelakim, miłości mej jednak nie kupisz.- Jesteś stary i brzydki, nie tobie więc przychodzić w konkury.

   Na te słowa, mag zawrzał gniewem. - Nie będziesz moja, nikt inny też cię nie dotknie ! - cisnął klątwę okrutną.

Wymówił słowa zaklęcia. Czary i mary, magia się stała i wnet dziewczyna sową się stała. Sowę umieścił na starej lipie, rosnącej przy drodze w Jezierzycach i przykuł ją łańcuchem.

- Będziesz żyła w tej postaci tak długo, dopóki nie uwolni cię rycerz, który pokocha cię jaką jesteś teraz.

  Wieść o zaczarowanej białogłowie i jej bogactwach rozeszła się wszędzie. Rycerze przybywali ze wszystkich stron, by o nią kopie kruszyć.

Każdy jednak na próżno się wysilał. W starciu z czarnoksiężnikiem nie jeden junak zginął. Z każdej krainy przybywali śmiali rycerze, marząc o bogactwie czarnoksiężnika, które jako nagrodę wraz z panną zdobędą. Na nic były ich trudy, wielu mężnych wojów padło pod mieczem maga, który jako czarny rycerz stawał w szranki.

Z każdym wygranym pojedynkiem, czarnoksiężnik rósł w siłę. Śmiał się okrutnie, a jego śmiech napełniał  całą okolicę trwogą. Sowa siedząca na lipie marniała coraz bardziej. Łańcuch, przykuwający ją do gałęzi, ciążył okrutnie, wolność odbierając.

      Lata mijały, zardzewiałe zbroje wymieszane z kośćmi wszystkich śmiałków zalegały okolicę. Nikt nie był w stanie przemóc mocy maga.

    Pewnego dnia, z dala dał się słyszeć stukot kopyt rumaka, a po chwili wyłonił się jeździec, który śmiało zmierzał w kierunku lipy, tratując szczątki swoich poprzedników. Sowa ze smutkiem spojrzała na kolejnego śmiałka.

- Kolejny młodzieniec przybywa po skarby -  pomyślała z żalem.

Rycerz podjechał do drzewa i uchyliwszy przyłbicę spojrzał na sowę. Serce zaklętej białogłowy żywiej zabiło, poznała bowiem lico szlachetnego Cieszysława ze Sławociesza, do którego przed laty zapałała gorącym uczuciem.

- Kocham cię pani i klnę się na pamięć twego ojca, że uwolnię cię z tej niewoli - zakrzyknął junak.

   Wtem, rozległ się śmiech szyderczy i przed rycerzem zjawił się czarownik. Jak do każdej walki, tak i teraz przybrał postać czarnego rycerza, wielokrotnie przewyższającego wzrostem swego rywala. Dosiadał potężnego bojowego rumaka.

Cieszysław, nie uląkł się maga, pochylił kopię i kłusem ruszył na wroga.

- Giń przeklętniku! – zawołał

Zgrzytnęły ostrza kopii o tarczę i skruszyły się natychmiast. Przeciwnicy wyciągnęli miecze i natarli na siebie. Okolicę wypełnił szczęk oręża. Echo niosło w dal odgłosy walki. Czarownik raz po raz ponawiał ataki, które Cieszysław mężnie odpierał. Zacięta walka trwała długo, przeciwnicy nie dawali sobie pardonu. Czas jednak robił swoje. Zmęczenie coraz bardziej spowalniało ruchy. Pot zalewał oczy, przysłaniając obraz, konie okryły się pianą. Cieszysław wyczuł słabość przeciwnika, zebrał mocno nadwątlone siły i wyprowadził potężny sztych wytrącając miecz z dłoni maga i zwalając go na ziemię.

    Czar prysł, urok się rozwiał jak dym pod wpływem wiatru. Czarnoksiężnik z wielkiego rycerza skurczył się do swej zwykłej postaci. Powalony na ziemię czekał już tylko na ostateczny cios.

    Zginął czarownik, spadła klątwa okrutna z dziewczyny. Cieszysław posadził białogłowę na koniu i uwiózł do swego zamku. Wkrótce wyprawiono huczne wesele, na które goście licznie przybyli. I ja też tam byłem, miód i wino piłem, a co usłyszałem wam opowiedziałem.

autor:
LEGENDZIARZ  Mirosław Wacewicz


klatki z filmu 1979 r. słaba jakość ale jedne z ostatnich ujęć szerokiej, zielonej lipy





Lipa w okowach... około 1984
   
05.2010 



2015 - 2016















 01.2016



06.2018







08.2020
wszystko potrafimy zniszczyć... a na końcu przyjdzie kolej na nas...




20.12.2020



13.03.2021









piątek, 14 kwietnia 2017

Trębacz sztabowy Ferdinand Kostmann i Dąb Upiora (Spuk Eiche)...

Rozmawiałem właśnie z Arno o naszym Dębie Upiora (Spuk Eiche). Przymierzamy się do ponownych jego odwiedzin - musimy sprawdzić, jak zasadzone przez nas nowe drzewo przetrwało zimę i zakopać przy okazji butelkę ze sporządzoną przy jego sadzeniu listą strażników Dębu Upiora. Mamy nadzieję, że będzie też pogoda i czas na piękne opowieści i legendy przy ognisku.
Nasz Legendziarz Mirek - opracowuje powoli materiały o naszych pięknych Jezierzycach - cieszę się, że mogę pomóc i już nie mogę się doczekać!

Arno powiedział, że czytał znów opowiadania o trębaczu sztabowym Kostmannie (czytali to często jako dzieci w szkole w Jeseritz). Mieszkał on w Jeseritz, w Leśnym Zameczku (Waldschlößchen vel Heideschlößchen) przy Kellerbecker Mühle (młyn) i w jednym z rozdziałów opowiadał o tym, jak idąc przez las ze swoimi synami (wracali z muzykowania w innej wsi), trafił w nocy na przeraźliwą zjawę - okolica ze starymi dębami i sosanami - a to był właśnie nasz Dąb Upiora!!!

Postaram się przetłumaczyć ten rozdział przed naszym spotkaniem w Jezierzycach. Prawdopodobnie 20 maja. Bądźcie gotowi!!!

W dużym skrócie...gdy wracali z ojcem z muzykowania w okoliznej wsi..przez królewski las pod Jezierzycami...w nocy skracając sobie drogę do Jeseritz...spotkali w lesie ogromną zjawę....!! Przestraszeni wrócili na szosę....nadkładając drogi....Było to spotkanie z Dębem Upiora!

Wesołych Świąt Wielkanocnych!!!

Życzę wszystkim zdrowych, radosnych, rodzinnych i pełnych wspomnień Świąt Wielkanocnych!!!

Ja wracam wspomnieniami do Jezierzyc, gdzie w sobotni poranek wszyscy zbierali się u Pani sąsiadki, a ksiądz święcił  świąteczne smakołyki w koszykach...potem dni świąteczne i wspólne rozmowy przy świątecznym stole...na koniec lany poniedziałek i zabawa z przyjaciółmi, aż do kompletnego przemoczenia :-)
Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję za tamte chwile!!




środa, 5 kwietnia 2017

Szczecin Jezierzyce 01.04.2017






































 
 
Za pozostałościami po stacyjce kolejowej widać efekty wycinania drzew na potężną skalę....pamiętam ten las, biegałem tu między drzewami jako dziecko.....niestety już go nie ma....
 
 








 
Boisko prezentuje się pięknie, zawsze zastanawiałem się dlaczego nie widać tu dzieci i młodzieży....jak powiedział mi znajomy, menago zespołu niestety nie pozwala dzieciom grać na tej murawie...no tak znam to z Ekstraklasy, ale to chyba nie ta liga?? Słabe to wsparcie dla lokalnej społeczności.
 
 


 
Spuk Eiche - Dąb Upiora stoi jak stał...przynajmniej jego nie wycięli.... Nawet nowy dąb przyjął się i rośnie na chwałę Jezierzyc.

 









 
 
Pamiętam, że w tym miejscu mogliśmy znaleźć naboje, a kolega znalazł nawet poniemiecki medal. Z tego co wiem, był to teren wojskowy. Stały tu jakieś baraki...zostały szczątki podłogi i piwnica domu. Jak mówił Arno, mieszkańcy Jeseritz nie mieli tu wstępu. Jego tata dostarczał tu żywność. Prawdopodobnie stacjonowały tu oddziały wojska niemieckiego. Był to teren szkoleniowy, w lesie odbywały się ćwiczenia, testy itd. Podobno tory kolejki łączyły to miejsce z bazą torped w Zelewie nad jeziorem Miedwie. Biurowiec, którego resztki stały pod lasem zastąpił nowy dom. Ciekawe miejsce.

 









 
 
Gollnow Park - popada w ruinę, gdzież te lata świetności? Nawet w latach 80tych przyjeżdżały tu dzieci kolonijne z DDR, potem z polskich firm, ze Śląska. Piękne czasy. Tylko drzewa sprowadzane z odległych zakątków Niemiec nadal rosną.