czwartek, 5 marca 2015

70 lat od opuszczenia ojczystej wsi Jeseritz / 70 Jahre seit den 5 März 1945 (PL /DE)


"Geschichte und Geschichten aus Jeseritz - Unvergessene Heimat"
Historia i opowieści z Jeseritz (Jezierzyce) - Niezapomniana Ojczyzna.


Nigdy więcej wojny !! Nie wieder Krieg !!
No more war !!

 
Właśnie dziś, 5go marca mija 70 lat od dnia, w którym mieszkańcy Jeseritz (Jezierzyce) musieli opuścić swoje rodzinne domy uciekając przed nadciągającymi wojskami wyzwalającymi Europę od okrutnej wojny...
Najmłodszy z nich urodzony w domu, w którym po wojnie ja mieszkałem, miał zaledwie kilka dni. Niedawno obchodził więc swoje 70te urodziny.
Każda wojna jest zła i zasługuje na potępienie, można jedynie zrozumieć ból i tęsknotę za rodzinnymi stronami, bo nasi dziadkowie i ojcowie przeżywali taki sam ból, opuszczając rodzinne, piękne Kresy. Ta wojna przyniosła wiele zła.
Dziś najmłodsi mieszkańcy Jeseritz mają więc po 70 lat, najstarsi już prawie 90, wielu znajomych dawno odeszło...
Pamiętam jak się poznaliśmy i zaprzyjaźniliśmy. Pamiętam spotkania i rozmowy, wspomnienia radosnej i bolesnej przeszłości...Pamiętam ich pomocną dłoń w trudnych dla nas czasach i to, że jako nieliczni pomogli w zgromadzeniu ogromnej ilości materiałów na temat naszej wspólnej Ojczyzny.
Wally, Rita, Ruth, Günther, Arno, Eckhard, Egon ...i wielu innych
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie. Życzę Wam dużo zdrowia i tego byśmy niedługo spotkali się razem w Jezierzycach. Dziękuję Przyjaciele !
 
 
 
Nigdy więcej wojny !! Nie wieder Krieg !! No more war !!
 
Genau heute, vor 70 Jahren,  am 5. März mussten die Jeseritzer  ihre Häuser in Jeseritz verlassen. Als sie flohen, der jüngste von ihnen  war erst  ein paar Tage jung (er hat in dem Haus gewohnt, wo auch ich nach dem Krieg gewohnt habe – Dorfstrasse 16). Vor kurzem feierte er also seinen  70ten Geburtstag.
 Jeder Krieg ist böse und verdient Verurteilung , jedoch man kann den Schmerz und Sehnsucht für die Heimat verstehen, weil unsere Großeltern und die Väter den gleichen Schmerz erlebt haben, als sie ihre Heimat wegen der Russen  verlassen mussten.  
Heute sind die jüngsten Bewohner von Jeseritz also mindestens  70 Jahre alt,  die ältesten  fast 90. Viele Freunde haben uns leider bereits verlassen...hier kam jetzt die Armee, die Europa vom grausamen Krieg befreit hat.
Ich erinnere mich noch, als  wir uns kennengelernt haben, und als wir Freunde geworden sind. Ich erinnere mich an alle unseren Treffen  und Gespräche über schöne  und schmerzhafte Vergangenheit...Ich erinnere mich an Ihre Hilfe, in den für uns schwierigen Zeiten  und das ihr die jenigen wart, mit der Sammlung  von Materialien,  unserer  gemeinsamen Heimat geholfen habt.
Wally, Rita, Ruth, Günther, Arno, Eckhard, Egon und viele Anderen...
 Vielen Dank und liebe Grüße an Euch alle. Ich wünsche Euch  viel Gesundheit und das wir uns bald wieder in Jeseritz zusammen treffen! Danke Freunde !
 
 
Poniżej cz. 5 - końcowe  fragmenty książki Arno Grundmann'a z 1991
"Geschichte und Geschichten aus Jeseritz - Unvergessene Heimat"
Historia i opowieści z Jeseritz (Jezierzyce) - Niezapomniana Ojczyzna.
 
 
 
 Front się zbliża.
5 lutego 1945 roku moja jednostka Luftwaffe przy przekwaterowaniu do Danii  zatrzymała się na kilka godzin postoju w Altdamm (Dąbie). Nie zastanawiając się długo pojechałem autostopem do Jeseritz i byłem godzinę w domu rodziców, w którym przebywali także krewni (po bombardowaniach) oraz zakwaterowani członkowie SS.
Wóz przygotowany  już do ucieczki stał w stodole. Tata opowiadał, że zostali przeszkoleni przez  Volkssturm do używania broni,  Karl Wittenhagen był szkoleniowcem.
Musiałem szybko wracać do Altdamm, przy pożegnaniu miałem „kluchy w gardle” i myślałem „czy się jeszcze kiedyś zobaczymy?”.
Pod koniec lutego  nadchodziły już z okolic Stargardu i Pyrzyc odgłosy  wystrzałów (armat). Wielu mieszkańców, tych  „zbombardowanych”  i rodzimych, odjechało już koleją  z niewielkim bagażem do Stettin i dalej, czasami do krewnych. Na cmentarzu w Jeseritz  pochowano jeszcze 7 poległych  w okolicy członków SS.
Norbert Behnke urodził się 26 lutego w domu swoich rodziców (Dorfstr16 - dziś Topolowa 17 ). To były ostatnie narodziny mieszkańca Jeseritz w rodzinnej miejscowości.
3 marca Reinhold Bähr ubił jeszcze 3 świnie przed gospodarstwami  Deutschkämmer i Grundmann'ów (przy Dorfstrasse - Topolowa). Mięso mogło być później (w  Passewalk) pocięte i podzielone pomiędzy uczestników wędrówki („Treck” - kolumna,exodus). 4 marca wielu mieszkańców odjechało koleją,  ponieważ fornt był już niepokojąco blisko. (Pociągiem wyjechał np. Günther z rodziną)
Krowy wypuszczone z obór przez rolników z okolic Pyritzer Weizacker (Pyrzyce), biegały po wsi i były łapane np. w parku (Gollnow und Sohn). Ludzie uciekali z wielu innych wsi. U nas w szopie zakopywano jeszcze szybko dobrą zastawę stołową, którą chcieliśmy później po powrocie odnaleźć.
(po wojnie podobnie jak w wielu innych przypadkach zostały znalezione jedynie 2 małe naczynia, ktoś skutecznie odnajdywał i wykopywał te "skarby", tak samo było w gospodarstwie obok, gdzie skrzynię zakopano w oborze...).
Ucieczka.
Noc 5 marca (1945 r.) dla Jeseritz  oznaczała:  „o 6:30  powinniśmy ruszyć  w kierunku Altdamm!”.
Teraz wszystko musiało się odbywać bardzo szybko. Krowy stały  oporządzone w oborze, a konie już zaprzężone.  Nasza 82 letnia babcia z małymi Hildegardą i Hartmutem trafili na wóz. Reinhard był woźnicą, ojciec szedł obok,  a matka miała swój rower.
Dziadek Behnke w wieku 80 lat i jego synowa Else, która dopiero co urodziła,  ruszyli w drogę pieszo. Gdy nie dawali już dalej rady (przy „Sandprister”) i zabrakło sił, dziadek Behnke trafił  na wóz do babci Grundmann, a Else Behnke trafiła do Reinholda Rehmera.
Jeden po drugim wozy opuszczały wioskę, ale nie wszyscy, którzy tak długo wytrwali mogli jechać furmanką. Rowerem, z wózkiem ręcznym, wózkiem dziecięcym lub tylko z plecakiem zmierzali pieszo w nieznanym kierunku.
Specjalnego wyczynu dokonała rodzina  Behnke, bo 7 dniowego  Norberta mama zapakowała do kosza na pranie (bielizny), który postawiono  na drewnianym wózku, ojciec Paul pchał go drogami do przodu dzień po dniu.
Mieszkańcy Jeseritz  byli teraz uciekinierami (uchodźcami). Uciekali przed nadchodzącym frontem i  uciekali przede wszystkim przed ruskimi żołnierzami.
Dziś mówi się jedynie o wypędzonych (przesiedlonych), to nie było wypędzenie, to była ucieczka.
Ucieczka (kolumna)
Pierwszego dnia uciekinierzy dotarli do Stettin-Scheune (Szczecin – Gumieńce). Na moście nad rzeką Odrą było dramatycznie, gdy oficerowie wyciągnęli z kolumny kilku mężczyzn i chcieli ich wysłać na front. Dzięki Bogu wszystko poszło dobrze. Na Gumieńcach przenocowano w szkole i następnego dnia wyruszono dalej. Prowadzącym kolumnę był Max Käding.  Za wydawanie kartek  żywnościowych  i  wyżywienie  odpowiedzialny był Oskar Grabs, a za jedzenie dla koni mój ojciec (Otto Grundmann).
Podczas jazdy należało utrzymywać pomiędzy wozami odległość min 80 metrów, ponieważ narażeni byliśmy na naloty. Tak też trwało to dalej, często bocznymi odcinkami/drogami przez Vorpommern i Meklenburgię. Dziennie około 20 – 25 km.
Dla starszych uczestników marszu zazwyczaj były przygotowane kwatery w domach, wszyscy inni nocowali w szkołach, stodołach, stajniach.  Z wyżywieniem szło jako tako. W niektórych miastach na uciekinierów czekały  pomocnice z Czerwonego Krzyża z zupą (kuchnia wojskowa). Oskar Grabs mógł nadal rozdzielić wystarczająco dużo kartek  żywnościowych.
Dziś  jeszcze - 46 lat po ucieczce (pisano w 91r) trudno jest mi zrozumieć  na jaki wysiłek wystawieni byli  zwłaszcza ci starsi i chorzy uczestnicy marszu, jazdy, w trakcie noclegów i nalotów.
Niektórzy z uciekinierów zawrócili do Jeseritz – trudno nam ocenić, co musieli wycierpieć i znieść wśród  rosyjskiego i polskiego panowania…
 Zmiana wózka
W Passewalk rodzina Behnke zamieniła pchany dotąd zwykły wózek na wózek dziecięcy (marka Brennabor). Zdobyto też mały wóz konny, który przyłączono do wozu Grundmannów zamiast ręcznego wózka. Odtąd wózek dziecięcy stał więc na wozie lub był pchany. Matce Behnke i niemowlakowi Norbertowi wiodło się stosunkowo dobrze.
W niektóre dni wśród mieszkańców Jeseritz panowała ciężka atmosfera (nastrój). Wówczas Paul Hahnfeld rozweselał niektóre rodziny swoimi gadkami. Mimo wszystko uciekinierom trochę sprzyjało szczęście. Ponieważ pogoda w marcu była dość łagodna, nikt nie marzł za bardzo. W przydrożnych rowach zieleniła się już pierwsza trawa, więc  konie mogły pożywić się tu i ówdzie.
Alfred Eichhorst, Julius Grundmann i Gertrud Grundmann odłączyli się ze swoim wozem od kolumny  w Meklenburgii i pojechali do krewnych, u których chcieli zostać. Cała reszta uciekinierów podążała daklej w kierunku Schleswig-Holstein. Jako cel podano  miasto Meldorf w pobliżu Nordsee (Morze Północne). Mieszkańcy Jeseritz nigdy dotąd nie słyszeli o tym mieście w Południowym-Dithmarschen.
 
 
Chrzest Norberta Behnke
 
Pod koniec marca pochód dotarł do wsi Berkenthin w pobliżu Ratzeburg. Nasza rodzina wyruszyła z domu z 3 końmi, tu jednak jeden z nich zachorował. „Fuchs” (lis) który do tej pory dzielnie ciągnął, złapał zapalenie płuc i musiał zająć się nim weterynarz. Zdechł on po tygodniu i jak to chciał przypadek został pochowany przy dźwiękach kościelnego dzwonu.
Tego dnia , a był 1 kwietnia, Norbert Behnke został ochrzczony w mieście Berkenthin.  Chrzestnymi zostali jego brat Alfred i moi rodzice, Otto i Meta Grundmann. Reinhold Rehmer i Artur Ringert odbili na Niebüll.
Gustav Ringert wcześniejszy, długoletni sołtys zmarł właśnie 21 marca i został pochowany w Techenthin przy Goldberger See (jezioro).
Główna kolumna bez większych przystanków jechała dalej w kierunku Meldorf i Neumünster, Bargstedt, Gokels i Albersdorf. Po drodze dowiadywano się  w punktach kontrolnych do jakich wsi mieli być przydzieleni mieszkańcy Jeseritz.
Niektóre konie były już na tyle wyczerpane, że ich właściciele niechętnie jechali dalej. Rodzina Linde została w Neuenfähre, Hilgendorfs w Wrohm a Krecklows w Ostrohe. Uczestnicy głównej grupy spędzili noc z 8 go na 9 go kwietna w Tensbüttel.
U celu
Teraz rozdzielono się na różne wioski: Dellbrück, Bargenstedt, Farnewinkel i Nindorf. Rodziny przydzielone do Wolmersdorf otrzymały jeszcze raz 10 kwietnia swoje zakwaterowanie na nocleg  w stodole w Wolmersdorf.
Zaprzęg z rodziną Grundmann i Behnke jechał z opóźnieniem tą samą drogą, którą obrał główny marsz. W Haale zachorował drugi koń – jeszcze całkiem młody – miał zapalenie mięśnia. Koń ten musiał zostać u jednego z rolników. Mój ojciec też tam został, aby weterynarza zajął się jego koniem. Ponieważ wozy nie mogły być ciągnięte jdynie przez jednego konia „siwka”, były one podpinane od miejsca do miejsca do innych koni lub ciągnika.
 
Ostatni nocleg miał miejsce w restauracji Grünenthal. Od tego miejsca  spóźnialskich odebrał Wolmersdorski rolnik Funk i zabrał ich do Wolmersdorf - był 26 kwietnia. Gdy jechali przez Dellbrück, stali tam inni uciekinierzy z Jeseritz Herman Klein, Fritz Kinder i Paul Hahnfeld. Na polu musieli przygotować okopy. Paul zawołał z ironią „ tu mamy bronić Niemieckiej Rzeszy”
Mój ojciec musiał zostawić swojego konia w Haale, ponieważ ten jeszcze długo chorował. Przybył on do Wolmersdorf kilka tygodni później. „Treck”-  pochód z Jeseritz był u celu.
Jako uciekinierzy w Süderdithmarschen.
Wszystkie noclegi poszczególnych rodzin uciekinierów były przygotowane, tak dobrze to szło. W Wolmersdorf niektórych mieszkańców Jeseritz przyjął specjalny ośrodek młodzieżowy. Ponieważ do wsi przybyli już także uciekinierzy z Prus Wschodnich ciężko było  z noclegiem dla przybyłych na samym końcu rodzin Behnke i Grundmann.
W ośrodku, który kupił Nico Möller z Hamburga były jeszcze wolne 2 pokoje i kuchnia. Do jednego pokoju wprowadziła się rodzina Behnke z 7 osobami a do drugiego rodzina Grundmann z 6 ma osobami. Podobnie działo się we wszystkich domach. Dokonywano pierwszych formalności, meldunków, odbiorów kart żywnościowych itp.
W Wolmersdorf było w tym czasie dużo żołnierzy, którzy tak naprawdę czekali także na koniec wojny. 8 maja wreszcie to nastąpiło!  II Wojna Światowa została zakończona. Wśród wielu uciekinierów zakiełkowała teraz nadzieja, kiedy wracamy do starej Ojczyzny?
Byli mieszkańcy Jeseritz zostali zakwaterowani w wioskach w okręgu Meldorf. Spotykali się przy okazji zaopatrzenia i mogli sobie nawzajem od serca opowiadać o swoich zmartwieniach i potrzebach.
Wioski leżały niedaleko siebie, można więc było się odwiedzać. Wielką zaletą było dla nich to, że prawie wszyscy starsi mogli rozmawiać między sobą w ojczystym "Plattdeutsch" (dialekt).
W większości przypadków kontakt pomiędzy miejscowymi a przybyszami z Jeseritz przebiegał bez problemów. Późniejszy burmistrz Heinrich Lübke powiedział kiedyś: „To dobrze, że my uciekinierzy znamy Plattdeutsch".
Angielscy okupanci przybyli do Meldorf i wprowadzono godzinę nocną.  Ale poza tym wszystko przebiegało spokojnie. Niemieckie oddziały zostały rozwiązane  i pierwsi żołnierze z Jeseritz odnajdywali swoje rodziny w Dithmarschen.
Rodzina znów razem
Mój brat Siegfried wrócił z przymusowej pracy i przez przypadek trafił na naszą rodzinę w Welmsdorf już w lipcu. Ponieważ teraz mieliśmy już poważne problemy  z miejscami do spania, Siegfried spał na 3 krzesłach ustawionych obok łóżka. A ja byłem zakwaterowany na stole kuchennym. Po 4 tygodniach rodzina Behnke otrzymała inne zakwaterowanie i nasza sytuacja także się polepszyła.
Dla wszystkich ludzi którzy przybyli teraz do Schleswig- Holstein było mało, lub nie było wcale pracy. Wielu pomagało u rolników, u których mieszkali lub u których zostawili swoje konie,  ponieważ tu najprędzej można było dostać coś do jedzenia.
Mój ojciec jeździł swoim zaprzęgiem, woził drzewo z Krumstedter Viert do Meldorf oraz okolic i w ten sposób zarabiał pieniądze. Zbieraliśmy kłosy zbóż, wełnę owiec z płotów z drutów kolczastych i gotowaliśmy syrop w  kuchni polowej...
Uniform Wehrmachtu, który się przywiozło ze sobą, nadal trzeba było nosić bo w czasie ucieczki nie było żadnych innych ubrań. Musiał być  zafarbowany i obszyty innymi guzikami. Likwidowano wszystko co było nazi. Mógłbym o tym jeszcze wiele pisać. Wówczas wiele drobiazgów przepoczwarzało się czasami  w wielkie problemy.
Młodzież odnajduje się
Życie toczyło się dalej, zawierano kontakty między miejscowymi i przybyszami (uciekinierami). Tworzyły się przyjaźnie, które trwają do dziś. Najłatwiej było młodym, szliśmy razem na zabawy, przedstawienia teatralne, bale maskowe i w wioskach na tańce. Wszystkie te okazje szybko zbliżały do siebie ludzi. Wielu, czy to miejscowi czy też uciekinierzy, poznawało się w Wolmersdorf, Nindorf, Bargenstedt, i Meldorf i później zawierało związki na całe życie.
Wspaniałe zabawy świętowaliśmy wówczas własnej roboty pędzoną wódką (Rubenschnaps). Do dziś mówi się przy wesołych okazjach „ Pamiętasz wtedy u Karla na gospodarstwie…”
 Niektrzy z Jeseritz przesiedlili się do wschodnich Niemiec, inni znaleźli w Dithmarschen pracę i tu zostali. Ja zacząłem pracę w zawodzie wyuczonym (telegrafista) na poczcie w Meldorf, a później pojechałem do Flensburga.
W Bargenstedt u Grete i Herberta Klawiter pojawiło się już  potomstwo. Skąd tu teraz wziąć wózek dziecięcy? Przypomniano sobie o wózku rodziny Behnke, tym z Pasewalk „marki Brennabor”, w którym dobrze dorastał Norbert. 
Herbert zbudował beczkę do peklowania … zamiana była idelana.  W tym Brennabor'ze swój pierwszy dom znalazło jeszcze więcej dzieci…4ka. 2ka z rodziny Klawiter i 2ka  od Hilde i Alberta Kinder.
(...)
Później Arno poznał jeszcze na jednej z zabaw swoją przyszłą żonę Gertrud (niedawno odeszła), zamieszkał w swoim nowym domu w Heide i tam też mieszka do dziś. Często odwiedzał Jezierzyce, pierwszy raz w 1973 r… teraz już trudniej tu przyjechać, przy 90ce zdrowie nie pozwala na tak długie podróże. 
Co roku (głównie w Meldorf) organizowano spotkania dawnych mieszkańców Jeseritz, ale jest ich już niewielu, a młodzi nie są zainteresowani rozpamiętywaniem historii. Mimo to w maju 2015 r. zaplanowano już kolejne spotkanie mieszkańców Jeseritz. Niesamowite.
Wczoraj rozmawiałem telefonicznie z Arno, Ritą, Ruth  i Güntherem - wszyscy pamiętają swoje ojczyste Jeseritz i ze smutkiem wspominają te straszne czasy. Dzięki nim otrzymałem wiele materiałów, wspomnień z ich dawnej ojczyzny. Zobaczyłem ją ich oczami....dziękuję.
Nigdy więcej wojny!

Jezierzyce zostały zdobyte przez jednostki 47 Armii 1 Frontu Białoruskiego w dniu 9 marca 1945 roku.
 
 
Wyruszyli z Jeseritz 05.03.1945 r dotarli do Wolmersdorf 09.04.1945 r.
 
 
 

Jeseritz 05.03.1945 r
Otrzymałem właśnie od córki Rity (dawna mieszkanka Jeseritz, dom przy Dorfstr. 16 vel Topolowa 17) pamiątkę po jej mamie. Aż łezka zakręciła się w oku, bo jest to mała walizeczka, którą Rita zabrała ze sobą, z ubrankami do przebrania, w drogę gdy uciekali ze wsi przed nadciągającymi wojskami rosyjskimi.. Wyruszyli w dniu 5 marca 1945 roku... z tego co pamiętam szli pieszo około miesiąca. Dotarli aż za Hamburg... i tam mieszkali do śmierci.
W walizce są jeszcze zdjęcia i dokumenty oraz informacja, kiedy wyruszyli...





Rita w Jesritz (4 latka czyli 1939r)

Dokumenty z pobytu w naszym ośrodku Pomerania... wymiana waluty ...






 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
  
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
  
 





 



























 
 
 

 Jeseritz Jezierzyce POLSKA
 google maps

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz