"Geschichte und Geschichten aus Jeseritz
Unvergessene Heimat"
Historia i opowieście z Jeseritz (Jezierzyce)
Niezapomniana ojczyzna.
cz. 3 tłumaczenia książki Arno Grundmann'a z 1991 r
(Text in Deutsch siehe unten)
U
nauczyciela Grützmachera
Rozpocząłem
naukę w szkole w roku 1930, u nauczyciela Grützmachera i Kringela. Rzadko spotykało się tak
nieliczne klasy - z Ruth Schönowski, Paulem Kädingiem, Kurtem Lüdtkem i ze mną, to wszystko. Nie wiem czy powodem była
inflacja? Na pierwszej godzinie mieliśmy najczęściej naukę religii, sporo przy
tym śpiewaliśmy i musieliśmy się uczyć wielu strof.
Raz w tygodniu były rachunki na czas („Wettrechnen”), zajmowano miejsca od 1 do 3. Specjalnością nauczyciela Grützmachera była historia. Musieliśmy uczyć się w tę i z powrotem wszystkich dat z niemieckiej historii. Rózga stała w kącie, najczęściej był to kij z leszczyny, który czasami pękał.
Raz w tygodniu były rachunki na czas („Wettrechnen”), zajmowano miejsca od 1 do 3. Specjalnością nauczyciela Grützmachera była historia. Musieliśmy uczyć się w tę i z powrotem wszystkich dat z niemieckiej historii. Rózga stała w kącie, najczęściej był to kij z leszczyny, który czasami pękał.
Gdy
popołudniami szliśmy w dół z górki, obok Priegnitza do mostu na rzece Plöne
(Płonia), gdzie zazwyczaj było miejsce spotkań , a „ojciec Grützmacher” jak go
potajemnie nazywaliśmy stał na podwórku
szkolnym, zdejmowaliśmy czapki z głów i kłanialiśmy się , dziewczęta także się
kłaniały (dygały).
młody nauczyciel, córka, żona i nauczyciel Grützmacher
przed szkołą w Jeseritz
1912
1929
1909
dzieci z reklamą kawy zbożowej "Kornfranck" 1933
gniazdo bociana na szkolnej stodole
Dziadek
opowiada
Najpiękniejsze
były w tych latach zimowe popołudnia, gdy zapadał zmrok , babcia cerowała lub
robiła na drutach, a dziadek siadał przy
piecu i opowiadał o „dawnych czasach”.
Dziadek wiele przeżył i opowiadał: o dębie zjawie (Spuk Eiche, widmo), który stał w okolicy Augustwalde Weg (ul. Wiewiórcza prawie przy drodze na Stargard), a przy świetle księżyca miał wiele twarzy, przede wszystkim jesienią i w zimie. Opowiadał o siwku bez głowy (koń siwej maści), na którego grzbiecie siedział kosiarz (śmierć), ci dwaj długo biegali obok niego w lesie (takie miał wrażenie, bał się).
Dziadek wiele przeżył i opowiadał: o dębie zjawie (Spuk Eiche, widmo), który stał w okolicy Augustwalde Weg (ul. Wiewiórcza prawie przy drodze na Stargard), a przy świetle księżyca miał wiele twarzy, przede wszystkim jesienią i w zimie. Opowiadał o siwku bez głowy (koń siwej maści), na którego grzbiecie siedział kosiarz (śmierć), ci dwaj długo biegali obok niego w lesie (takie miał wrażenie, bał się).
Dalej
opowiadał o „jamie rabusiów” („Räuberkuhle”,dół, ziemianka z zadaszeniem,
ukryta pod ściółką, z nasadzonymi drzewami itd.) i
jej znaczeniu, która znajdowała się nieopodal Stargarder Chaussee
(prawie przy drodze do Stargardu), o zdziczałym wole na
rynku w Husum (miasto na północy Niemiec), którego musiał zastrzelić żandarm, a także o
Emilu Voβie, najsilniejszym człowieku ze Stettina.
Emil Voβ podniósł pewnego razu na swoich barkach scenę, na której grało na instrumentach 16 muzyków. Posadziłna zady (wyrwał), 4 równocześnie naciągające konie z browaru, po 2 z każdej strony. Emil Voβ był także uznanym zapaśnikiem. Gdy występował przeciw zagranicznym zawodnikom, dziadek ze swoimi kolegami, brukarzami - a byli to silni mężczyźni- często tam bywał, by dopingowaćEmilowi. Wdowa po Emilu Voβie mieszkała przez krótki czas w Jeseritz, było to w trakcie II Wojny Światowej.
Emil Voβ podniósł pewnego razu na swoich barkach scenę, na której grało na instrumentach 16 muzyków. Posadziłna zady (wyrwał), 4 równocześnie naciągające konie z browaru, po 2 z każdej strony. Emil Voβ był także uznanym zapaśnikiem. Gdy występował przeciw zagranicznym zawodnikom, dziadek ze swoimi kolegami, brukarzami - a byli to silni mężczyźni- często tam bywał, by dopingowaćEmilowi. Wdowa po Emilu Voβie mieszkała przez krótki czas w Jeseritz, było to w trakcie II Wojny Światowej.
Pan
Pächtel z Bergstrasse (ul Mostowa), kupił na urodziny dla swojej
Minna parasol w Altdamm (Dąbie). Po drodze bardzo mocno padał deszcz, więc wetknął go pod kurtkę, by się nie
zamoczył. Gdy wrócił do domu, sam był za
to przemoczony do suchej nitki.
Ojczyste
zwyczaje
W
tamtych, jak i kolejnych latach,
pielęgnowano we wsi piękne zwyczaje.
W
wielkanocną sobotę, młodzi chłopcy zbierali się w większą grupkę. Około godziny
23ciej zaczynali śpiewać pod oknami sypialni:
”Wielkanoc,
Wielkanoc, Wielkanoc jest dziś, Wielkanoc jest dziś, wielkanocny czas.”
Po
tym było jeszcze : „ Piękny był czas
młodości”… itd., wówczas okno otwierało się i wręczano im jajka i pieniądze,
tak to szło, od domu do domu. Po
godzinie 24tej gdy już skończyli, szli
do gospody Otto Priegnitza. Jajka były tu smażone i ze smakiem zjadane, a za pieniądze kupowano wódkę i piwo.
W niedzielę wielkanocną małe dzieci miały w ręce wielkanocną
rózgę i nią stukały śpiewając (uderzały
„stiepten”) - w rodzinie, u sąsiadów lub
krewnych:
„Stiep, stiep, stiep, stiep Osterei, gibst
du mir kein Osterei, hau ich dir das Hemd entzwei”
(puk,
puk, puk, puk pisanka, jak mi żadnej nie dasz, zniszczę ci koszulę (rozedrę)),
otrzymywały wtedy jajka wielkanocne (pisanki).
Zwyczajem
wielkanocnym było także przynoszenie wielkanocnej wody z rzeki Plöne przed
wschodem słońca. Legenda mówiła o zatonięciu całej wsi w „Wendschen See” (Wielecki Staw, okolice Osetnego), wioska
składała się z budowli na palach i zatonęła w czasie Wielkanocy.
Reinhard i Siegfried Grundmann
młodzież czerwonego krzyża Jeseritz/Mühlenbeck
W
listopadzie, na Świętego Marcina (11.11
- Martinstag) dzieci szły od domu
do domu z wystruganym z gałęzi
drewnianym widelcem, którego
końce na górze były zaostrzone i wołały:
„Hippel di pippel, die Wurst hat zwie
Zippel, der Speck hat vier Ecken, das muβ
man so schmecken”
(Hippel
di pippel, kiełbasa ma dwa końce,
słonina ma 4 rogi, trzeba tego tak posmakować). Dostawały kiełbasę,
kawałki słoniny i precle, które były nadziewane na drewniany widelec.
W
sylwestrowy wieczór w Mühlenbeck
(Śmierdnica) dęto w róg z wieży kościelnej, a potem strzelano stamtąd
ze strzelby, na wiwat - na zmianę roku.
1940
Günther
1940 dom przy moście
(specyficzne zdobienia na okiennicach - zwierzęta)
Nasi
rolnicy
Na
początku lat 30tych, życie w Jeseritz jak i w całych Niemczech nie było różowe.
Także i tu było wielu bezrobotnych, a
gospodarze (rolnicy) otrzymywali mało pieniędzy za swoje plony
(produkty).
W
latach 1928/29 ceny znalazły się chyba na najniższym poziomie. Byk kosztował od 19 do 24 marek za 50kg (Zentner), a jajko 5 Pfg. We wsi znajdowały się jedynie średnie i małe gospodarstwa rolnicze.
Do średnich należały gospodarstwa: Fritz Deutschkämmer, Ernst Linde (Max
Falkenberg) Waldemar Krecklow, Artur Ringert, Otto Grundmann, Wilhelm
Hildendorf, Wilhelm Kohrt, Max Schlecht.
Podział
ziemi był jednak taki – z pewnością uwarunkowany wcześniejszym systemem zasiedleń, że prawie
każdy właściciel domu miał jeszcze 2 morgi i więcej ziemi (1 ha = 10 000
m2 = 4 pr. Morgen).
W
Jeseritz było: 2 właścicieli ziemskich powyżej 20 ha, 6 właścicieli
ziemskich z 10 – do 20 ha, 7 właścicieli
ziemskich z 5 do 10 ha, 38 właścicieli
ziemskich z 0,5 do 5 ha.
Ziemia
była średnia oraz lekka, tylko w „Kleeland” była trochę gliniasta (pola, łąki
gdzie rosła koniczyna – po prawej i lewej stronie na końcu ulicy Mostowej, w
stronę Kellerbeckermühle). Lokalizacje pól:
Achterhof (ziemie przy gospodarstwach), Kleeland (jw.), Hohenkruger Weg
(za Bergstrasse – Relaksowa w stronę Płoni), Augustwalder Weg (Wiewiórcza, po
prawej), Kolbatzer Feld ( Kłobucko w stronę Kołbacza).
żniwa, die Ernte, Augustwalde Weg 1940, Jeseritz
żniwa r. Grundmann
żniwa w Kleeland (w tle Krzywy Mostek) 1943
Zander, Klatt, Hahnfeld i jeniec wojenny Edward Granosik
Położenie
łąk: Molkenwiesen („mleczne łąki”,
Kleeland itp. – po prawej i lewej stronie na końcu ul Mostowej), Stäbchenbruch (Gościnna w stronę Rekowa, aktualnie stawy rybne),
Reckower Wiesen (za stawami w stronę rzeki) i Kolbatzer Wiesen (za Kłobuckiem w
stronę Kołbacza przy rzece).
Klasztor w Kołbaczu ze swoimi ziemiami – mnichów już od dawna tam nie było –
przeszedł w posiadanie państwa i nazywał się teraz domeną (Domäne, majątek
państwowy). Z 3000 ha pól (roli), 100 ha przydzielono mieszkańcom Jeseritz, a 200 ha rolnikom z
Neumark (Stare Czarnowo). Mój ojciec także
należał do tych dzierżawców.
Politycznie mieszkańcy byli wówczas nastawieni bardzo socjal-demokratycznie. My dzieci niewiele zauważaliśmy z tych niespokojnych politycznie czasów.
Politycznie mieszkańcy byli wówczas nastawieni bardzo socjal-demokratycznie. My dzieci niewiele zauważaliśmy z tych niespokojnych politycznie czasów.
żniwa, wykopki
Piękne lata dzieciństwa i lata szkolne
Do szkoły
chodziliśmy najczęściej w drewnianych pantoflach, w zimie nakładano buty lub
kozaki. Ponieważ w miesiącach zimowych leżało u nas zawsze dużo śniegu, sporo
jeżdżono na sankach. Najczęściej zjeżdżano koło domu Priegnitza (gospoda pod
lipami) lub w wąwozie. Ślizgaliśmy się
także na schodzonych pantoflach drewnianych (tzw. Tüffel), czasami ulepszano
je też za pomocą grubego drutu, tak by lepiej utrzymywały tor jazdy. My młodzi przygotowywaliśmy sobie narty z
klepek beczki, wyposażane były jeszcze w rzemienie i blaszane czubki. W każdej
ręce kij z wbitym gwoździem i już można
było ruszać.
Hans Grabs, Bruno Lehmke, Günther Eichhorst
Bruno Lehmke
Oba stawy były często zamarznięte, grano wówczas w hokeja na lodzie,
na gładkiej jak lustro powierzchni. Ten,
kto od krewnych zdobył parę starych
łyżew był jak święty. Czasami
polowaliśmy także na dzikie kaczki na wpół
zamarzniętej rzece Plöne (Płonia) lub
łapaliśmy szczupaki na podtopionych i zamarzniętych łąkach (uderzano np. młotem
w lód, pod którym stał szczupak, co sprawiało, że był oszołomiony – robiono dziurę
w lodzie i wyciągano go na powierzchnię).
na lodzie Staw Klasztorny , Vorderteich 1944/45
(z młodym Gollnowem)
Misdroy
Najpiękniej
było, gdy gotowe były nasze konne sanie. Ciągnął je z przodu siwek i dalej jechało się przez las do Kaehlung (wieś w okolicach Niedźwiedzia), do dziadków Damerius.
Czasami przyczepialiśmy z tyłu więcej małych sanek i ruszaliśmy kłusem przez
wieś.
zima 1940
Na wiosnę
wyciągaliśmy „Murmeln” (małe kulki szklane, ceramiczne), lub kupowaliśmy je u
Grewina (sklep przy Dorfstrasse, Topolowa) za „Sechser” ( tak mówili na 5 Pfg). Kto miał jeszcze dodatkowe 2
Pfg, zaraz kupował za to jeszcze torebkę cukierków. I tak grało się w „Bick und Spann” (gra poolegająca na rzucaniu
kulkami, trafienie kulką w kulkę przeciwnika nazywano „Bick”, a jeżeli kula
lądowała obok, mierzono odległość pomiędzy nimi za pomocą miary = odległości
pomiędzy rozstawionym kciukiem a małym palcem – to było „Spann”). Grało się na
chodniku lub do dołka („Potten” – trafianie do wykopanego dołka z odległości
około 3 m). Cieszył się ten, kto posiadał grubą, szklaną kulę, ale ten kto miał
grubą, stalową kulę był królem.
Łowienie
ryb
Od wiosny
łowiło się ryby w rzece Plöne, chociaż było to zabronione, gdy nie posiadało
się karty rybackiej, a tej nie miał żaden z nas. Przy moście (Plönebrücke) po
stronie Artura Ringerta „stały” i czekały na pożywienie klenie każdej wielkości.
Nić, haczyk i ukradzione od Waldemara Krecklowa wczesne czereśnie – przy
ich pomocy niektóre klenie były wyciągane na
brzeg. Poza tym rzeka Plöne jak i w oba stawy bogate były w : szczupaki, węgorze, sumy, płocie, okonie, leszcze, krąpy, ukleje i miętusy.
Vorderteich 1940 Staw Klasztorny
Nie wolno było dać się złapać Arturowi Ringertowi , który posiadał
prawo do połowu ryb, ani żandarmowi
Kobsowi. Ryby, które złowiłem - poza
tymi, które łapałem na „wyrzutkę” (żyłka na węgorze) przy Kolbatzer Wiesen,
były raczej niewielkie, ale gdy nasza babcia lub dziadek je piekli, smakowały wyśmienicie. Mieliśmy też chłopaków, którzy byli ekspertami
i łowili szczupaka przy pomocy oszczepu, błysku, wnyka (pętla), a w niektórych
przypadkach w ręce.
Sieja, która
dziś jeszcze uchodzi za szlachetną i bardzo poszukiwaną rybę, występowała
wówczas jedynie w Madüsee (jez Miedwie). W
Schleswig-Holstein ryba ta
występuje w niektórych wodach regionu
Holsteinische Schweiz.
My
dzieci, biegaliśmy w lecie często na
bosaka i kąpaliśmy się wielokrotnie każdego dnia. Woda szybko nabierała
przyjemnej temperatury, szło się wówczas na kąpielisko naprzeciwko Ziebella
(charakterystyczna plaża z zatoczką nad rzeką Płonią, na wysokości Topolowa
17-19, Zibell mieszkał po stronie Bergstrasse przy skarpie, podobno rzucał do
wody szkła, bo nie lubił jak się dzieci tam kąpały i hałasowały), przy moście (Plönebrücke), a później przy
Baumgardt’s Steg (obecnie „krzywy
mostek”). Zanim wyszedł skok na główkę,
często wychodziła „blacha” (lądowanie w wodzie na brzuchu, płasko).
Baumgarts Steg / Krzywy Mostek
W czasie
wakacji, zbierano sumiennie jagody, wówczas
na zrywanie szły także niektóre matki. Najczęściej chodziliśmy w okolice
Augustwalder Weg. Czasami było to nawet
żmudne zajęcie. Były tam komary, bolały plecy, no i baliśmy się leśniczego. Czasami na czułym
miejscu ciała złapało się kleszcza, ale gdy już siedzieliśmy w domu, przed
posłodzonymi jagodami lub zupą jagodową, cały wysiłek (znój) odchodził w zapomnienie. Od wiosny do jesieni graliśmy też oczywiście
w piłkę nożną, lub też budowaliśmy sobie
na górce („Sandberg” – góra piaskowa, przy aktualnym kościele w Jezierzycach,
Günther potwierdza, że wykopywali tam także kamienne narzędzia) czy w lasku
(„Tanger”) jamy i denerwowaliśmy dziewczyny.
Małe dziewczyny chciały grać w „Humpelspiel”
(analogiczne do gry w klasy), większe bawiły się chętniej z nami
chłopakami w chowanego, to sprawiało radość większości.
dzieci na piaskowej górce (Sandberg)
Jesienią często organizowano wycieczki. Wędrowaliśmy z nauczycielem do Buchheide
(Puszczy Bukowej), szło się obok Kellerbecker Mühle (Kłobucko), Wendschen See
(Wielecki Staw) w kierunku Dobberphul (Dobropole) aż do dębu pokoju
(Friedenseiche). Po drodze zbierano grzyby, nauczyciel Grützmacher w moich czasach zawsze
oceniał ich jadalność . W puszczy było
wiele prawdziwków, maślaków, kurek, smardz,
kozaków itp. Dalsze wycieczki odbywały się koleją do Finkenwalder Höhen (Zdroje), do Pulvermühle i innych celów. Niestety my
dzieci gospodarzy (rolników), nie mieliśmy tak dużo wolnego czasu, jak niektóre
dzieci z Jeseritz. Musieliśmy już całkiem wcześnie pomagać przy wielu pracach,
przede wszystkim przy żniwach. Po tym jak już pola ze zbożem przy Augustwalder
Weg były puste, orano (przewracano) ścierniska przy pomocy pługu z 3
lemieszami. Gdy przyjeżdżałem tam wtedy
końmi i nie było już na polach żadnej
ludzkiej duszy, a w lesie coś głośno trzasnęło,
czułem się czasami nieswojo.
Zawsze myślałem wówczas o kryjówce rabusiów (tej , o której opowiadał mu dziadek).
Wykopki
W miesiącach
wrzesień, październik zaczynały się wykopki . To było zawsze interesujące, gdy wiele kobiet poruszało się na kolanach w
jednym rzędzie i wykopywało kartofle
przy pomocy trójzębnej haczki. Musiałem pomagać mojemu dziadkowi przy
wysypywaniu kartofli z koszy, łapiąc
przy okazji wiele intersujących rozmów. W późniejszych latach była tu już
maszyna do zbierania kartofli (ciągnięta przez 2 konie). Zbieranie nie było już tak popularne, ale
mogła być za to zatrudniona większa ilość dzieci.
wykopki
Renate i Rosi Deutschkammer
Po drugim
koszeniu trawy, krowy wypędzane były na
pastwiska, a my chłopcy musieliśmy je po południu wypasać. Było to na
Molkenwiesen (łąki „mleczne” przy końcu ul Mostowej), Kolbatzer Wiesen (za Kłobuckiem, w stronę
Kołbacza, przy rzece)i „Serradella”(roślina,
życica) przy Augustwalder Weg (Wiewiórcza za cmentarzem prosto, wolna
przestrzeń po prawej stronie).
Zazwyczaj nas chłopaków było więcej, robiliśmy
sobie wielkie ognisko z pędów ziemniaczanych (zielsko) i piekliśmy w nim
kartofle, robiliśmy sobie fajki z łupin
kasztanów (wydrążone) oraz drewna czarnego bzu (rurki) i próbowaliśmy palenia.
Czasami też mocno (przy
tym) pluliśmy. Woda w rzece Plöne, czysta jak szkło - była
pita, nawet jeżeli miała lekko rybi
posmak. Nasz pies Rolf naturalnie zawsze nam towarzyszył.
W domu
musiałem popołudniami często gotować w parniku kartofle dla świń.
Gdy tak leżały świeże i parujące w korycie, my chłopcy - zawsze było nas przy tym więcej- wybieraliśmy najlepsze, i siadaliśmy na
ławce, obieraliśmy, dawaliśmy na to smalec lub sól i zjadaliśmy. Obierane kartofle nigdy nie smakowały tak jak wówczas.
We wsi były
hodowane liczne kozy („Beamtenkühe”), rodzina Raddatz posiaddała kozła. Gdy trzeba było
załatwić coś na działce (polu) cieszyło
się, gdy można było przejść, zawsze śmierdziało tam kozłem (dzieci z
takich rodzin często śmierdziały kozą siedząc w szkole).
Rita i Paul Behnke
Ciekawe były
przyjęcia weselne, urządzane w domu weselnym.
Wieczornymi godzinami wielu widzów ze wsi przyglądało się przez
okna. Wódka była wydawana (przez okno) i nastój był czasami fenomenalny. Gdy byłem nieco starszy,
stałem tam także, gdy w domu weselnym świętowany był ślub Hahnfeldów. Paul,
który rozzłościł swoich rodziców (mieszkał u Krecklowa) i nie miał pozwolenia,
by razem świętować , wołał zdenerwowany
i lekko podpity : „Ick klapper up’t Dack
und schiet uns Muttern in’t Brootpann” (wejdę na dach i "narobię" matce w
brytfannę) – kupa śmiechu.
DEUTSCH
Cdn…..
Tłumaczył JANUSZ242
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz